Zapraszamy do poznania wnętrz Pałacu Brühla przebudowanego w latach 1932 – 1937 na siedzibę Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
W podróż po pałacowych pomieszczeniach zabierze nas prof. Alfred Lauterbach, dyrektor Państwowych Zbiorów Sztuki w latach 1928 – 1937 – autor artykułu „Wnętrza Pałacu Ministerstwa Spraw Zagranicznych”, opublikowanego w 1938 r. na łamach miesięcznika artystycznego „Arkady”.
Poniżej zamieszczamy tekst artykułu uzupełniony o zdjęcia udostępniane przez Narodowe Archiwum Cyfrowe oraz fragmenty wspomnień:
- Jadwigi Beck – żony ministra spraw zagranicznych Józefa Becka,
- Stanisława Schimitzka – dyrektora Departamentu Administracyjnego Ministerstwa Spraw Zagranicznych,
- Pawła Starzeńskiego – sekretarza Józefa Becka, oraz
- Wiktora Tomira Drymmera – dyrektora Wydziału Personalnego Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
WNĘTRZA PAŁACU
MINISTERSTWA SPRAW ZAGRANICZNYCH
Po uporaniu się z pierwszymi trudnościami organizacyjnymi przystąpiło odrodzone Państwo Polskie do restauracji szeregu gmachów zabytkowych, przeważnie dawnych pałaców magnackich, przywracając im, jeżeli nie minioną świetność, to w każdym razie stan, odpowiadający wymaganiom należytej konserwacji. W gmachach tych pomieszczono szereg ministerstw i urzędów. Również Ministerstwo Spraw Zagranicznych znalazło siedzibę w pałacu zabytkowym (Pałac Brühlowski), lecz nie mogło zająć całego gmachu z powodu mieszczącego się tam urzędu Głównego Telegrafu. Odrestaurowano więc początkowo tylko dwa boczne skrzydła, pozostawiając główny korpus w stanie odziedziczonym po okupantach rosyjskich. Gdy zatem inne ministerstwa, nie wymagające takiej reprezentacji, jak Ministerstwo Spraw Zagranicznych, zyskały pomieszczenia, bądź w gmachach zabytkowych gruntownie odrestaurowanych, bądź nowo zbudowanych, Ministerstwo Spraw Zagranicznych musiało zadowolić się bardzo ciasnymi i nad wyraz skromnymi pomieszczeniami w skrzydłach pałacowych, które zresztą, nawet za najświetniejszych czasów w wieku XVIII, jako przeznaczone głównie dla służby i celów gospodarczych, żadnej reprezentacyjnej roli nie odgrywały.
Zważywszy niemożność szybkiego usunięcia Telegrafu oraz trudności, jakie powodował przechodzący w tym miejscu kabel Londyn – Indie, powzięto projekt budowy nowego gmachu na terenach szpitalnych przy parku Ujazdowskim. W tym celu ogłoszono w r. 1929 konkurs, na którym pierwszą nagrodę przyznano prof. R. Świerczyńskiemu. Urzeczywistnienie tego projektu okazało się jednak nieaktualne z powodu niemożności przeniesienia szpitala wojskowego na peryferie miasta, czyli niemożności usunięcia istniejących zabudowań z placów, przeznaczonych pod gmach projektowany. W międzyczasie Ministerstwo Poczt i Telegrafów wystawiło wielki budynek przy ul. Poznańskiej, w którym znalazł pomieszczenia Urząd Telegrafu, uwalniając w ten sposób główny korpus Pałacu Brühlowskiego. Sprawa gruntownej przebudowy pałacu na stałą siedzibę Ministerstwa Spraw Zagranicznych nie znajdowała już przeszkód zewnętrznych, powrócono więc do koncepcji przebudowy.
Zadanie nie należało jednak do łatwych, gdyż Ministerstwo żądało pomieszczeń w ilości 522 pokojów, nadto jeszcze sal reprezentacyjnych oraz mieszkania dla ministra. Rozwiązania tego trudnego zadania podjął się architekt prof. Bohdan Pniewski, projektując dobudowę do istniejącego lewego skrzydła pałacu, równoległego budynku z fasadą od ogrodu Saskiego. W ten sposób skrzydło to zostało w dwójnasób rozszerzone, zwiększając kubaturę i wyzyskując zarazem podziemia. Część zabytkową starego skrzydła od dziedzińca utrzymano w tradycyjnym charakterze, a Ogród Saski zyskał zamiast parkanu zamknięcie w postaci szlachetnej w kształcie i materiale fasady nowego budynku, przeznaczonego na biura z oknami, wychodzącymi na Ogród. Miejsce, uzyskane po zburzeniu garażów oraz nieznaczna zamiana terenowa z Ogrodem Saskim pozwoliły na wybudowanie pawilonu mieszkalnego, połączonego z głównym gmachem ministerstwa. Ponieważ nowy budynek zwrócony jest do Ogrodu Saskiego, wskazane było utrzymanie budynku w charakterze pawilonu, ujmującego tę część ogrodu w ramy lekkie, lecz zarazem monumentalne, zbliżone do koncepcji, jaką dał A. Idźkowski w kolumnadzie Sztabu Generalnego (1842). Zadanie pomieszczenia Ministerstwa Spraw Zagranicznych wybiegało więc daleko poza zakres restauracji gmachu zabytkowego, gdyż potrzeby realne nie dały się wtłoczyć w ramy historyczne.
Stanisław Schimitzek: „Pawilon, przeznaczony w części parterowej na mieszkanie dla ministra, był od fundamentów budową nową. Frontowa elewacja zwrócona ku Ogrodowi Saskiemu krytykowana była przez wiele osób, które uważały za profanację połączenie nowoczesnej architektury, przezywanej złośliwie „abisyńską”, z zabytkową barokową budowlą. Tkwiło w tym sporo zwykłego uprzedzenia. Obydwie części – zabytkowa i nowoczesna – były tak od siebie wzrokowo oddzielone i niezależne, że nawet wywody niektórych osób o dopuszczalnym nakładaniu się stylów uważałem w odniesieniu do tego obiektu za bezprzedmiotowe.
W pracach związanych z wykończeniem części mieszkalnej Warchałowski stał się prawą ręką energicznej i zapobiegliwej Beckowej, którą interesował każdy szczegół przyszłego mieszkania. Nieustannie przez nią zgłaszane przeróżne dezyderaty nie pociągały za sobą specjalnie większych, nieprzewidzianych w początkowych kalkulacjach kosztów, powodowały jednak perturbacje w ogólnym harmonogramie robót. Beckowa w rozmowach ze mną powoływała się zwykle na zlecenia swego męża, w gruncie rzeczy jednak – jak się przekonałem – różne pomysły wychodziły od częstych bywalców jej domu, młodych artystów plastyków, a także muzyków. Wśród tych ostatnich szczególną opieką Beckowej cieszył się 24-letni wówczas pianista, Jan Ekier. Jeśli trudności techniczne lub warunki rynkowe nie pozwalały na uwzględnienie zgłaszanych dezyderatów, musiałem być przygotowany na „subtelne” przytyki, a nawet uszczypliwe uwagi.”
S. Schimitzek, Drogi i bezdroża minionej epoki : wspomnienia z lat pracy w MSZ, 1920-1939
O Komitecie Budowy Pałacu Brühlowskiego:
Stanisław Schimitzek: „W okresie przejmowania przeze mnie nowych obowiązków od kilku już lat była w toku przebudowa Pałacu Brühlowskiego na siedzibę Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Uczestnictwo w realizacji tego przedsięwzięcia stało się wkrótce dla mnie zajęciem, któremu poświęcałem się ze szczególną pasją. Na razie stwierdziłem, że także w tej dziedzinie Eska dał się odsunąć w cień, gdyż jako przewodniczącego Komitetu Budowy zastałem ppłka Wacława Jędrzejewicza, który w jesieni 1933 roku już w ogóle nie był urzędnikiem Ministerstwa. Nie zrzekł się tych funkcji nawet wówczas, gdy został ministrem wyznań religijnych i oświecenia publicznego. Po ustaleniu zakresu swoich uprawnień w odniesieniu do szeregu innych zagadnień zwróciłem się do Becka o wyjaśnienie, jak daleko sięgają moje kompetencje, a w związku z tym i odpowiedzialność, w zakresie spraw, którymi zajmuje się Komitet Budowy. Po kilku dniach ppłk Jędrzejewicz zakomunikował mi telefonicznie, że wobec „nawału innych zajęć” wycofuje się z Komitetu Budowy Pałacu Brühlowskiego, a z gabinetu ministra zawiadomiono mnie, że przewodnictwo tego komitetu z urzędu należy do dyrektora departamentu administracyjnego. […]
Ogólny kierunek pracom nadawał i przebieg ich nadzorował Komitet Budowy, w skład którego wchodzili – prócz Jędrzejewicza, a później mnie w charakterze przewodniczącego – projektant i kierownik robót prof. Pniewski, naczelnicy podległych mi wydziałów, [Leonard] Szepietowski i [Tadeusz] Błaszkiewicz, przedstawiciel departamentu budowlanego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych inż. Aleksander Raniecki, kierownik Oddziału Budowlanego Komisariatu Rządu w m. st. Warszawie inż. Stefan Tomorowicz, prof. Alfred Lauterbach, wybitny historyk sztuki, i Jerzy Warchałowski, doradca artystyczny Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Skrupulatnym protokolantem komitetu był pracownik naszego wydziału gospodarczego, Zbigniew Zdanowicz.
Komitet zwoływałem dość często, wymagał tego skomplikowany charakter robót. Wnioski zgłaszane przez Pniewskiego z reguły spotykały się z krytyką Warchałowskiego. Do utarczek słownych między Pniewskim i Warchałowskim włączał się zazwyczaj Lauterbach, którego głos rzeczoznawcy sztuki XVIII wieku sprowadzał dyskusję na właściwe tory i ułatwiał dojście do ostatecznych konkluzji, odpowiadających także stawianym przez nas wymaganiom. Pniewski był uzdolnionym architektem, choć antagoniści jego zarzucali mu zbyt komercyjne traktowanie zawodu. Jego pewną manierą było częste podkreślanie, że jest tylko murarzem, a w prywatnych rozmowach zwierzał się ze swego marzenia „przejścia do historii”.”
O przygotowaniach do inauguracji Pałacu Brühlowskiego:
Stanisław Schimitzek: „Po powrocie z Bukaresztu Beck wezwał mnie do siebie i zapytał, czy mogę go zapewnić, że część reprezentacyjna gmachu Ministerstwa będzie wykończona do połowy czerwca, gdyż w tym czasie przyjechać ma do Polski król rumuński. Beck pragnął, by inauguracyjne przyjęcie w odbudowanym Pałacu Brühlowskim odbyło się w obecności króla. Terminy wykonania robót były od dawna tak ustawione, że część reprezentacyjna Pałacu Brühlowskiego powinna była być oddana do użytku w połowie maja 1937 roku. Po burzliwej naradzie z Pniewskim i innymi projektantami wezwałem do siebie kolejno wszystkich wykonawców nie wykończonych jeszcze lub nie dostarczonych detali związanych z dekoracją i wyposażeniem wnętrz i na podstawie wyników tych narad udzieliłem Beckowi żądanego zapewnienia. Następne tygodnie były dla mnie i moich współpracowników istnym koszmarem. To opóźniały się warsztaty wykonujące umeblowanie, tłumacząc się niedostarczeniem im na czas pełnej dokumentacji, to brakło paru metrów tkaniny zamówionej w „Ładzie” do obicia ścian jednego z salonów, to chodnik na paradne schody marmurowe nie odpowiadał wymiarom podanym w zamówieniu, to okazało się, że dwóch zaprojektowanych i wykonanych przez Henryka Grunwalda latarń przy wejściu do gmachu nie można podłączyć do sieci elektrycznej, to gwoździe dekoracyjne do obicia ścian w sali balowej trzeba było w ostatniej chwili sprowadzić z Paryża itd. itd. Równocześnie z wnętrzem pałacu wykańczano i porządkowano również jego otoczenie, przede wszystkim dziedziniec i ogród przy pawilonie ministra. Wznoszono ogrodzenie, z którego do dziś pozostała jeszcze podmurówka, skonstruowano wysokie rusztowanie, które pokryte bujnie rozkrzewionym bluszczem miało zasłaniać widok na ogród z okien po drugiej stronie ulicy Fredry. Odrzucenie przeze mnie projektu zbudowania wodotrysku na środku głównego dziedzińca wywołało krótkie spięcie z prof. Pniewskim, który bezskutecznie odwołał się do decyzji ministra w tej sprawie. […]
Gdy wszystko wydawało się już zapięte na ostatni guzik, Beckowa urządziła w recepcyjnych salach pałacu „próbne” przyjęcie w formie obiadu dla kilku najbliższych współpracowników ministra, dla urzędników protokołu dyplomatycznego, jak również dla członków Komitetu Budowy i pracowników mego departamentu, którzy wnieśli swój wkład w dzieło rekonstrukcji gmachu. Obiad królewski przewidziany był na 60 osób, taka sama liczba osób uczestniczyła więc także w „próbie generalnej”. Z powodu nerwowego wyczerpania i fizycznego zmęczenia z trudem dotrwałem do końca uroczystości. Biorąca udział w przyjęciu Kazimiera Iłłakowiczówna w improwizowanym, dowcipnym wierszyku opisała moje udręki i zwątpienia. Wieczór zakończył się przykrym incydentem, gdyż Pniewski w odpowiedzi na wzniesione przez Becka jego zdrowie chciał wzorem Jerzego Lubomirskiego z Potopu Sienkiewicza rozbić kryształowy kielich o własną głowę. Nie udało się to jednak i kielich rozprysnął się rzucony na marmurową posadzkę, a do pokaleczonego Pniewskiego trzeba było wezwać pogotowie lekarskie. […]
Wkrótce po wizycie rumuńskiej zacząłem coraz częściej występować jako przewodnik wysoko postawionych osobistości po Pałacu Brühlowskim. Długą ich serię zapoczątkowała Aleksandra Piłsudska z córkami, w towarzystwie gen. Sosnkowskiego. Zajęcia te były tak czasochłonne, że wynajdywałem różne preteksty, by komasować je i przekładać na niedziele.”
O ile przywrócenie architekturze zewnętrznej pałacu form historycznych w bryle i szczegółach miało swe pełne uzasadnienie, oparte na stanie zachowania i materiałach rysunkowych archiwum drezdeńskiego, o tyle silenie się na odtworzenie wnętrz historycznych pozbawione byłoby podstaw realnych. Wnętrza tego pałacu za czasów Ossolińskich uchodziły za bardzo bogate, o czym świadczy chociażby opis Jarzębskiego (1645), a musiały być wspaniałe po przebudowie Brühla. Jednak dostatecznych materiałów rysunkowych nawet do późniejszych epok nie posiadamy tak, że restytucja historyczna nie byłaby możliwa, nawet gdyby przyjąć taką zasadę. Nadto wnętrza rokokowe z czasu Brühla uległy częściowo zmianie w końcu wieku XVIII, gdyż w roku 1788 pałac nabył Skarb polski za sumę 618.000 zł. Przy czym restauracja, prowadzona przez architekta królewskiego Dominika Merliniego, pochłonęła 450.000 zł, z czego wnioskować może, że wnętrza uległy poważnym przeróbkom. Powrót więc do stylów historycznych musiałby wysunąć zagadnienie, do jakiej epoki należałoby wracać, do pierwszej połowy wieku XVII z czasów Ossolińskich, do końca tego wieku z czasów Lubomirskich, do okresu Brühla, czy też do końca w. XVIII z czasu Stanisława Augusta? Nie ulega więc wątpliwości, że silenie się na odtworzenie tego lub innego stylu historycznego byłoby bezzasadne, a sprowadzałoby się z konieczności do kopiowania jakichś mniej lub więcej odpowiednich wzorów.
Zważywszy, że dawne wnętrza zostały całkowicie zrujnowane, zmienione i przebudowane, że prócz jednego marmurowego kominka nie pozostał żaden szczegół dawnego uposażenia i dekoracji – należało porzucić wszelką myśl historycznej restauracji wnętrz, która by była artystycznym fałszem. Przebudowa wnętrza musiała iść po innej linii, nie krępowanej stylami historycznymi. Wnętrza zaprojektowano na nowo, przystosowując je do potrzeb i przeznaczenia gmachu. Lecz nowoczesność tych wnętrz nie mogła pominąć starych poziomów kondygnacji, murów i otworów, które narzucały poważne ograniczenia. Stosując nowe elementy, materiały i technikę oraz dążąc do wyrazu nowoczesnego, należało jednak utrzymać się w ramach odziedziczonych, co oczywiście nasuwało wielkie trudności natury technicznej i artystycznej. Ponieważ pałac przestał być pałacem z amfiladą reprezentacyjnych sal, a musiał być przystosowany do całkowicie odmiennych celów, łączących pałacową reprezentacyjność z budynkiem użytkowo-biurowym – powrót do rozplanowania historycznego był zasadniczo niemożliwy. Należało więc wkomponować w stare ramy nowy układ wnętrz, a co za tym idzie, dać im nowy wyraz w formie i uposażeniu.
Zważywszy, że strona reprezentacyjna odgrywać ma dużą, choć nie jedyną rolę, architekt położył nacisk na szerokie rozwiązanie klatki schodowej i westybulu.
Chcąc rozwinąć schody w sposób wspaniały, musiał umieścić je na osi poprzecznej westybulu, skutkiem czego zyskał odpowiednią przestrzeń. Jakkolwiek schody te dalekie są od wszelkich reminiscencyj barokowych, rozmach, z jakim są założone, przypomina ową barokową zasadę włoską „salire con gravita” (wstępować z powagą).
Paweł Starzeński: „Przy przerabianiu ministerstwa pozostawiono dawne, ciasne i niewygodne windy. O tym, by w niej się miał zmieścić Goering, Moltke i woźny, mowy nie było. Moltke znając te windy, w porę zaproponował, by pójść na pierwsze piętro klatką schodową o marmurowych stopniach, nakrytych czerwonym dywanem. To ta właśnie klatka schodowa i zwłaszcza hall na pierwszym piętrze zostały przez ambasadora Włoch Bastianiniego nazwane „un etablissement de bains en Tchécoslovaquie”. Goering był widać całkiem innego zdania, bo wciąż powtarzał „wunderbar, herrlich”, a na szczycie schodów zobaczył siebie samego w lustrze i dokładnie się obejrzał.”
P. Starzeński, Trzy lata z Beckiem, Londyn 1972
Stanisław Schimitzek: „Wnętrza Pałacu Brühlowskiego prezentowały się w sposób przynoszący zaszczyt licznym projektantom z prof. Pniewskim na czele. Wejście główne prowadziło z dziedzińca do obszernego hallu, który zajmował całą szerokość budynku i sięgał w części środkowej do trzeciego piętra. Ściany jego wyłożone były jasnopopielatym stiukiem. Na lewo pięły się ku górze szerokie, dwubiegowe schody marmurowe z balustradą z alabastru. Kończyły się one na pierwszym piętrze przed wejściem do apartamentów reprezentacyjnych, które zajmowały zachodnią część tej kondygnacji oraz na tym samym poziomie bezpośrednio z nią łączące się pierwsze piętro mieszkalnego pawilonu ministra. W czasie oficjalnych przyjęć przy tym wejściu gospodarze witali gości i zagranicznym dygnitarzom przedstawiali innych uczestników recepcji.”
S. Schimitzek, Drogi i bezdroża minionej epoki : wspomnienia z lat pracy w MSZ, 1920-1939
Wątpliwości może budzić tylko plafon szklany w ramach metalowych złoconych, który jednak zaledwie do połowy przepuszcza światło dzienne, jak też nadmierna w stosunku do głównego korpusu pałacu przestrzeń, zajmowana przez klatkę schodową. Natomiast zestawienie kolorystyczne materiałów (marmur, alabaster i stiuk) oraz wszelkie detale i profile przemyślane są z najwyższym smakiem i kulturą.
Mniej korzystnie pod tym względem wypadł westybul, w szczególności sufit, jak również sala bankietowa, gdzie połączenie zielonych stiukowych ścian z niebieskim malowanym plafonem nie dało szczęśliwego efektu. Wspaniale natomiast wypadło zestawienie czerwonego soczystego weluru z czarno-białą posadzką w t. zw. Galerii.
Stanisław Schimitzek: „Apartament reprezentacyjny składał się z trzech obszernych salonów, wielkiej sali balowej, sali jadalnej i tzw. galerii obrazów. Galeria ta łączyła się bezpośrednio z salą konferencyjną w południowo-zachodniej wieży pałacu, a przez nią z sekretariatem i gabinetem ministra. Z wyjątkiem jadalni, której ściany wyłożone były jasnym, niebieskawoszarym stiukiem, i sali balowej, która zajmowała całe pierwsze piętro nad mieszkaniem ministra, ściany pozostałych pomieszczeń pokrywały tkaniny wyprodukowane przez „Ład” według projektów Lucjana Kintopfa i innych. […]
Sala jadalna wyposażona była w stoły z czarnego dębu, wydobytego z dna Prypeci, i w ciężkie, z takiego samego drewna wykonane krzesła, kryte czerwonym safianem. Kolumnada wzdłuż okiennej strony sali oddzielała ją od przejść do zaplecza. W galerii obrazów wisiało kilka cennych malowideł i sztychów z epoki saskiej, m.in. niewykończony portret Marii Józefy, żony Augusta II, a na wprost wejścia ustawiliśmy popiersie Gabriela Narutowicza, chyba to samo, które w roku 1946 rozpoznałem w gmachu Ministerstwa Odbudowy w Alejach Ujazdowskich.”
S. Schimitzek, Drogi i bezdroża minionej epoki : wspomnienia z lat pracy w MSZ, 1920-1939
Tadeusz Jaroszewski: „Galeria obrazów miała obicie z czerwonego weluru, na którym pięknie prezentowały się obrazy. Wisiał tu m. in. niedokończony portret Marii Józefy, portrety Władysława IV i Cecylii Renaty, a naprzeciw wejścia znajdowało się popiersie prezydenta Gabriela Narutowicza dłuta Edwarda Wittiga.
Posadzkę w galerii ułożono z dużych płyt bazaltu wołyńskiego o pięknej głębokiej czerni. „Były one jednak tak śliskie, że przejście po nich bez zachowania wielkiej ostrożności było wręcz niemożliwe. Robiono próby usunięcia tego defektu, ale płyty te albo były matowe i szpeciły wnętrze, albo błyszczały wspaniałą czernią i przypominały taflę lodu na dobrze utrzymanej ślizgawce. W końcu Warchałowski poradził mi, by sprowadzić „cudotwórcę” – inż. chemika Antoniego Buszka, właściciela wytwórni popularnej wówczas w Warszawie pasty do obuwia An-Bu. Buszek wymówił sobie – poza ceną w razie udania się eksperymentu – że do galerii nikt prócz niego i jego pomocnika przez czterdzieści osiem godzin nie będzie miał dostępu. Po wybiciu ostatniej godziny bazaltowe płyty błyszczały piękną czernią i można było po nich chodzić bez ryzyka upadku i złamania nogi. Tajemnicy swej Buszek nie ujawnił, spreparowany przez niego bazalt także przez następne dwa lata nie stracił przyczepności” – pisał Schimitzek, który pominął milczeniem w swych wspomnieniach poślizgnięcie się na posadzce galerii posła węgierskiego udającego się na audiencję do ministra Becka.”
T. S. Jaroszewski, "Polityka i architektura tuż przed potopem. O przebudowie Pałacu Brühlowskiego w Warszawie na siedzibę Ministerstwa Spraw Zagranicznych", w: "Kryzysy w sztuce" S. Schimitzek, "Drogi i bezdroża minionej epoki: wspomnienia z lat pracy w MSZ, 1920-1939"
Z mniejszych sal i gabinetów na specjalne wyróżnienie zasługuje gabinet ministra, utrzymany w zimnym szarym kolorze stiukowych ścian, harmonizujących znakomicie z pięknym lekkim, kolisto-wklęsłym plafonem prof. F. Kowarskiego. Do najciekawszych niezawodnie wnętrz należy gabinet, obity materiałem lnianym ze złotym szychem oraz kolistym, złoconym plafonem prof. Kowarskiego, niezwykłym w koncepcji, lekkim a zarazem monumentalnym, Sądzę, że oba te plafony należą do najlepszych osiągnięć tego rodzaju współczesnego malarstwa, nie tylko w polskiej, lecz i w europejskiej skali.
Stanisław Schimitzek: „Gabinety ministra i wiceministra leżały naprzeciwko siebie na pierwszym piętrze centralnej części gmachu. Okna gabinetu Becka w samym środku elewacji południowej wychodziły na dziedziniec; okna gabinetu Szembeka ? po dawnej ogrodowej stronie pałacu ? na ul. Fredry. Ściany gabinetu ministra pokryte były jasnopopielatym stiukiem. Sufit zdobił utrzymany w dyskretnej tonacji plafon o motywach marynistycznych. Ciężkie biurko, kilka foteli i dwa czy trzy stoliki stanowiły urządzenie tego gabinetu. Nad biurkiem wisiał obligatoryjny portret Piłsudskiego, a naprzeciwko niego świetna kopia znajdującego się w krakowskim klasztorze misjonarzy portretu Stefana Batorego, pędzla Marcina Kobera. Przestronny, wysoki, wyposażony w niskie meble gabinet przytłaczał raczej, niż skłaniał do swobodnych, konfidencjonalnych rozmów. O ile Beck nie ingerował w sprawy związane z wystrojem i wyposażeniem siedziby podległego mu resortu, o tyle interesował się każdym szczegółem wnętrza swego gabinetu, pokoju sekretarzy i przyległej sali konferencyjnej.
Sekretariat ministra wyposażony był w meble z epoki Księstwa Warszawskiego i w nie harmonizującą z tym pięknym stylowym wnętrzem aparaturę sygnalizacji świetlno-akustycznej, połączoną z biurami wyższych urzędników Ministerstwa. Pokój sekretarzy sąsiadował z salą konferencyjną, w której plafon pędzla Felicjana Kowarskiego przedstawiał stylizowany zegar. Z drugiej strony gabinetu ministra przez pokój zajęty przez tzw. mrówkojadów, tj. dwóch młodszych kolegów stale „węszących” w stosach papierów, przechodziło się do dyrektora Łubieńskiego.
Gabinet wiceministra Szembeka utrzymany był w innym stylu. Wybity karmazynową tkaniną z „Ładu”, zaopatrzony w wygodne sprzęty, tchnął ciepłem i jakby zapraszał do intymnych rozmów. Miałem wrażenie, że pancerny schowek na tajne akta krył więcej rzadkich numizmatów niż sekretów państwowych. Gabinet Szembeka sąsiadował z jednej strony z częścią reprezentacyjną gmachu, z drugiej z biurami protokołu dyplomatycznego. Departament polityczny zajmował całe drugie piętro korpusu głównego, z tym że wydział traktatowy, przemianowany w roku 1936 na wydział prawny, mieścił się w mansardowych pokojach trzeciego piętra. Na życzenie prof. Juliana Makowskiego, do kwietnia 1936 roku naczelnika tego wydziału, specjalnie zabezpieczony przed włamaniem pokoik bez okna przeznaczono na archiwum, w którym przechowywano oryginały umów międzynarodowych zawartych przez Polskę.”
S. Schimitzek, "Drogi i bezdroża minionej epoki: wspomnienia z lat pracy w MSZ, 1920-1939"
Jadwiga Beck: „Mnie podoba się wszystko – jest współczesne, ale nie dziwaczne. W swoim nowym gabinecie mąż ma dwa wielkie portrety: Stefana Batorego i Józefa Piłsudskiego. Wciąż jednak żałuje nastroju z pałacu Raczyńskich.”
J. Beck, Kiedy byłam ekscelencją, Nowe Wydawnictwo Polskie 1990
Ciekawy efekt kolorystyczny daje zestawienie białych stiukowych kolumn z głęboko-niebieskim kolorem stiukowych ścian w przejściu z klatki schodowej do sali balowej. Sala ta otrzymała obicie w charakterze swym raczej buduarowe, a brak projektowanego malowidła na plafonie czyni sufit zbyt monotonnym, w szczególności w stosunku do bogatej i mocnej w rysunku posadzki.
Jadwiga Beck: „Tańczymy w złotożółtej sali balowej – posadzka marzenie! Orkiestra chwali akustykę i estradę. Otwieramy wielkie tafle szklanych drzwi – cała ich długa ściana. Z dołu ukryte reflektory oświetlają kawałek ogrodu Saskiego, fontannę, krzewy, posągi, stare drzewa. Jest bajecznie i cudownie, ale zostawiamy panów i przechodzimy do innego salonu. Ministrowa Szembekowa z pomocą pani Galasowej dokształca MSZ-owskie żony w dworskim ukłonie.”
J. Beck, Kiedy byłam ekscelencją, Nowe Wydawnictwo Polskie 1990
Stanisław Schimitzek: „W sali balowej ściany wybite były milanowskim jedwabiem o żółtawym odcieniu, projekt plafonu pędzla Felicjana Kowarskiego nie zyskał naszej aprobaty i nie został zrealizowany. W salonach i w sali balowej zwracały uwagę piękne, wzorzyste parkiety. W sali jadalnej i w galerii obrazów posadzki ułożone były z płyt kamiennych. Oświetlenie górne we wszystkich pomieszczeniach tej części gmachu było pośrednie. Salę balową rozjaśniały poza tym ozdobne, srebrzyste kinkiety według rysunków Henryka Grunwalda.”
S. Schimitzek, "Drogi i bezdroża minionej epoki: wspomnienia z lat pracy w MSZ, 1920-1939"
Zagadnienie umeblowania nasuwało nie lada trudności, ponieważ nowy mebel nie wykształcił się jeszcze dostatecznie w formie, aby stanowić godną i niezawodną dekorację wnętrz pałaców. Nowe meble i obicia nie są produkowane dla pałaców, których się już nie buduje, lecz przeważnie do wnętrz mieszczańskich lub gmachów biurowych. Z drugiej strony wiadomo, że autentyczne meble stylowe, gobeliny i obrazy mogą harmonizować z nowymi wnętrzami pod warunkiem odpowiedniego doboru i wartości artystycznej, niezależnie od różnicy stylów. Dlatego też kierownictwo budowy nie wyrzekło się zastosowania częściowo mebli, stylowych, spośród, których wyróżnia się garnitur francuski „régence” oraz kilka innych obiektów stylowych. Meble nowe, projektowane i wykonane na zamówienie, odznaczają się spokojnym wyrazem, formą zrównoważoną z pewnym wydźwiękiem tradycji, lecz bez naśladownictwa.
Stanisław Schimitzek: „Umeblowanie wnętrz było w zasadzie nowoczesne, wykonane według projektów m.in. Kamlera, Czesława Knothe, Kazimierza Prószyńskiego, Wojciecha Jastrzębowskiego i in. Współpracowali z nami również artyści plastycy, m.in. Józef i Stanisław Czajkowscy, Janina Herget, Felicjan Kowarski, Eugeniusz Arct, J. Horodyska, B. Wojtowicz. Cztery zabytkowe, duże fotele z epoki Ludwika XV, kryte tkaninami z Aubusson, stanowiły jako jedyne umeblowanie hallu pierwszego piętra akcenty wiążące teraźniejszość z przeszłością, podobnie jak w jednym z salonów niewielka, antyczna serwantka z dziesięcioma czy dwunastoma talerzami z serwisu sporządzonego w Królewskiej Manufakturze w Miśni na uroczystości koronacyjne Augusta III.”
Stanisław Schimitzek: „W sali jadalnej zastałem Beckową z sekretarką Prażmowską przy próbach dekorowania stołu. Obie układały i przemieszczały kwiaty, aż w pewnej chwili na obicie jednego z krzeseł spadło kilka kropel wody. Prażmowska starła je chusteczką i z przerażeniem stwierdziła, że czerwony safian farbuje. Przed nami zarysowało się widmo katastrofy. Król wystąpi w białym galowym mundurze, przy panującym od kilku dni skwarze będzie się pocił – skutki siedzenia przez godzinę na farbującej czerwonej skórze można było przewidzieć. Regres do niesumiennego dostawcy doraźnie by nam nie pomógł. Myślałem o wypożyczeniu skądkolwiek innego umeblowania jadalni, z czym z konieczności musielibyśmy jednak poczekać do następnego dnia. Poleciłem sprowadzić niezawodnego inż. Buszka. Wyciągnięto go z łóżka, zjawił się koło północy i za cenę, którą trudno nazwać skromną, przyrzekł wybawić nas z kłopotu. Nazajutrz koło południa wyszedł półprzytomny z sali, w której się zamknął ze swym pomocnikiem, i zapewnił, że wszystko jest w porządku. Podjęte próby wykazały, że safian rzeczywiście nie farbuje. Pomimo to pozostaliśmy nieufni. Jednakże wieczorem, po obiedzie, oczy osób wtajemniczonych wlepione w najbardziej narażoną część królewskiej garderoby nie dostrzegły żadnych śladów czerwieni. […]
Po obiedzie odbył się pierwszy raut we wspaniałych salonach Pałacu Brühlowskiego. Zjawiliśmy się oboje z żoną, ja uhonorowany komandorią z gwiazdą orderu korony rumuńskiej z racji swego udziału w odbudowie gmachu, w którym goszczono króla, żona wyróżniona przez króla – zapewne z powodu swej urody – krótką banalną rozmową, co wobec znanej słabości Karola II dla płci pięknej wywołało u rozmiłowanych w plotkach kobiet falę tajemniczych szeptów.”
Stanisław Schimitzek, "Drogi i bezdroża minionej epoki: wspomnienia z lat pracy w MSZ, 1920-1939"
W doborze dywanów, gobelinów, obrazów, ceramiki itp. nie kierowano się żadnym doktrynerstwem, zwracając główną uwagę na wartość czy też odpowiedniość przedmiotów dla danego miejsca, toteż w recepcyjnych salonach spotkać można portret Stanisława Augusta przez Perronneau, jak i „Macierzyństwo” Wyspiańskiego, a w t. zw. Galerii, obok portretów Władysława IV i Cecylii Renaty – popiersie Prezydenta Narutowicza przez Wittiga.
Oświetlenie we wszystkich salach zastosowano ukryte, które ma tę zaletę, że rozprasza światło równomiernie i łagodnie, a tę wadę, że niewidoczność źródła światła po pewnym czasie nuży, co też zauważono, umieszczając gdzieniegdzie kinkiety.
Dla właściwej oceny dzieła architektury nieodzowna jest perspektywa czasu, tej nam jeszcze w danym wypadku brak. Lecz każdy nieuprzedzony przyznać musi, że wnętrza pałacu Ministerstwa Spraw Zagranicznych są w całości i w detalu przemyślane i wyczute przez artystę dużej miary oraz że władze tego Ministerstwa wykazały niezwykłe zainteresowanie i słuszną ufność w polską twórczość artystyczną.
ALFRED LAUTERBACH
Zejdźmy jeszcze na moment do piwnic Pałacu Brühla – oddajmy głos dyrektorowi Wydziału Personalnego MSZ:
Wiktor Tomir Drymmer: „W nowo przebudowanym gmachu Ministerstwa kazałem w wysokich i dobrze wietrzonych piwnicach zrobić na koszt MSZ łaźnie, tj. wanny i natryski. Używalność darmowa. Na koszt MSZ zaangażowałem instruktora gimnastyki masażystę i masażystkę. Gimnastyka była bezpłatna, masaż kosztował 10 gr, to jest równowartość 10 papierosów. Łaźnie i prysznice były oczywiście dostępne i dla funkcjonariuszy niższych. Oddałem pomieszczenie do dyspozycji fryzjera, który nie płacił za lokal, ale z zakładu korzystać mogli wyłącznie urzędnicy i funkcjonariusze niżsi. Ceny były stosownie umiarkowane.
Zorganizowałem tanią i zdrową jadłodajnię, samoobsługową, pod kontrolą naszej Samopomocy Urzędniczej. Ministerstwo dawało lokal, paliwo i opłacało kucharki. W związku z otwarciem jadłodajni zarządziłem 30-minutową przerwę na zjedzenie tzw. drugiego śniadania. Dla niektórych urzędników ten posiłek był tym cenniejszy, że zastępował często obiad, a nieraz był jedynym gorącym posiłkiem. Jadalnia była bardzo duża i widna. Że kuchnia była smaczna, świadczyła o tym częsta obecność wiceministra Szembeka, znanego smakosza. Gratulował mi tej jadłodajni. Ceny posiłków były niskie. Korzystać mogli wszyscy, poczynając od ministra do niższych funkcjonariuszy włącznie.
Długi korytarz w podziemiu przeznaczyłem na cele sportowe, jak np. urządzenie strzelnicy broni małokalibrowej.”
Wiktor Tomir Drymmer, "W służbie Polsce. Wspomnienia żołnierza i państwowca z lat 1914-1947"
Z artykułu Alfreda Lauterbacha możemy się również dowiedzieć jakie przedwojenne firmy pracowały przy przebudowie Pałacu Brühla. Poniżej przedstawiamy ich listę:
Przebudowę gmachu w generalnym przedsiębiorstwie wyk. Biuro Budowlane Bracia Rzeczkowscy, Warszawa.
Budowę nowego pawilonu wyk. Biuro Budowlane Bracia Rzeczkowscy, Warszawa.
- Konstrukcję żelazną dachu i inne roboty żelazne wyk. F-ma „Ferco” Sp. z o. o., w Warszawie.
- F-ma „Wema” fabryka dachów szklanych w Rudzie Śląskiej dostarczyła świetliki bezkitowe i narożniki do ścian.
- Płaskie dachy i tarasy wyk. F-ka Materiałów Budowlanych „Izolacja”, Warszawa.
- Izolacje przeciw wilgoci i wodzie zaskórnej wyk. F-ka Materiałów Budowlanych „Izolacja”, Warszawa.
- Odgrzybianie i impregnację wyk. F-ka Materiałów Budowlanych „Izolacja” w Warszawie.
- Roboty termiczne i akustyczne wyk. F-ka Materiałów Budowlanych „Izolacja”, Warszawa.
- Towarzystwo Fabryk Portland-Cementu „Wysoka” Sp. Akc. dostarczyła cementu marki „Wysoka”.
- Elewacje w zaprawie szlachetnej wyk. F-ma Edmund Marcinkowski, Warszawa.
- Wyprawy zewnętrzne, dostosowane do kamienia naturalnego wykonano kamienną wyprawą „Skalenit”, dostarczoną przez f-mę Felzytyn i Trocal.
- Elewacje wykonano kamieniem sztucznym „Skalenit” F-my Felzytyn i Trocal.
- Wnętrza stiukowe wyk. F-ma Edmund Marcinkowski, Warszawa.
- Roboty lastrikowe wykonała Firma T. Sosnowski, Warszawa.
- Kamieniołomy granitu „Zdziłów” w Klesowie, inż. A. Czeżowski, w Warszawie, dostarczyły granitu ciemnoszarego dla wykonania słupów galerii, licówek wewnętrznych oraz cokołów.
- Okucia budowlane wyk. Fabryka Okuć Budowlanych Bracia Lubert S. A., Warszawa.
- Dźwigi elektryczne wyk. Fabryka Dźwigów Elektrycznych Roman Groniewski S. A., Warszawa.
- Instalacje elektryczne wyk. Biuro Instalacyjne S. T. Chmielewski, Warszawa.
- Żyrandole, reflektorki do oświetlenia pośredniego, lampy biurkowe i tp. z Firmy A. Marciniak S. A., Warszawa.
- B-cia Łopieńscy Fabryka Brązowych Wyrobów, Sp. z o. o. Warszawa, wyk. wg proj. Henryka Grunwalda: kinkiety, lampy, świeczniki, latarnie na podwórzu itd.
- Płytki podłogowe kamionkowe i ścienne glazurowane dost. F-ma Dziewulski i Lange S. A., Warszawa.
- Dywany i chodniki Warszawskiej Fabryki Dywanów „Dywan” S. A., Warszawa.
- Podłogi gumowe „Ruboleum” produkcji Zakładów Kauczukowych „Piastów” S. A., Warszawa.
- „Instalator” Biuro Techniczne, wł. Edward Bober – Milewski i S-ka wyk. urządzenia kanalizacji i wodociągi wg ostatnich wymagań techniki sanitarnej.
- Armatury łazienkowe wykonały Zakłady Mechaniczne „Świt” Inż. Helwich, Janiszewski i S-ka, Warszawa.
- Ogrzewanie centralne i wentylacje wyk. Fabryka Hydrauliczna „Wisła”, Warszawa.
- Osłony grzejników przy portfenetrach i cokolik w brązie kutym polerowanym wyk. f-ma „Ferco” Sp. z o. o., w Warszawie.
- L. Kamler Zakłady Stolarskie w Warszawie wyk. 150 drzwi fornirowanych z inkrustacją.
- Roboty stolarskie wyk. Fabryka Wyrobów Stolarskich E. Wrzesiński, Warszawa.
- Parkiety oraz tafle wyk. F-ma „ALFA”, Warszawa.
Zostaw komentarz
You must be logged in to post a comment.