Zygmunt Stępiński, architekt, który wywarł znaczny wpływ na powojenny obraz i kształt Warszawy, miał pod koniec życia gorzkie refleksje na temat swojego miasta. W latach działalności w BOS był zwolennikiem wprowadzania maksymalnych ilości zieleni do centrum miasta, ale w końcu dostrzegł jej nadmiar spowodowany sztucznym wypełnianiem nią przestrzeni miejskiej. Na placu Piłsudskiego drażniła Stępińskiego trwająca tam przez powojenne dziesięciolecia prowizorka i pusty wygon po zniszczonych przez Niemców pałacach. A przecież sam projektował tam wcześniej architekturę zieleni zamiast architektury brył.

Oba pałace w formie sprzed zburzenia w 1944 roku to bardzo ważne obiekty dla historycznego centrum naszej stolicy. Szczególnie Pałac Saski, który spełniał decydującą funkcję w obrazie placu, stanowiąc jego dominujący i główny czynnik kształtujący. Wszystkie trzy ogniwa Osi Saskiej: ogród, pałac i plac były tu jednakowo istotne i wyłączenie jednego z nich przekreśla całe założenie osi. Pałac Saski stanowił tu „naturalne” sprzężenie placu miejskiego z publicznym ogrodem. Podobną rolę spełniał i spełnia nadal w Osi Stanisławowskiej odbudowany Zamek Ujazdowski.

Szczególnie istotna była rola kolumnady Pałacu Saskiego, genialnego pomysłu na związanie placu z ogrodem i wykreowanie nowej miejskiej perspektywy. Przed przebudową pałacu dokonaną przez Adama Idźkowskiego ta perspektywa była niewidoczna, zablokowana korpusem główny gmachu.  Podwójna kolumnada oparta na arkadowym cokole łączyła oba skrzydła pałacowe i stanowiła bramę między ogrodem a miastem. Przyczyniała się w ten sposób do „demokratyzacji” miejskiej przestrzeni publicznej: zapraszała każdego do przebywania wśród ciemnej zieleni ogrodu i szumu fontanny Marconiego. Była to architektura i urbanistyka demokratyczna jeszcze ze szkoły Antonio Corazziego. Z drugiej strony już w 20-leciu międzywojennym kierowała ludzi na Plac Piłsudskiego, gdzie wokół dostojnego otoczenia mogli poczuć się obywatelami państwa i uczestnikami jego wciąż toczącej się historii.

Oba pałace tworzyły krajobrazowo, plastycznie i urbanistycznie niepowtarzalną zachodnią ścianę reprezentacyjnego placu stolicy, urozmaiconą stylowo poprzez klasycyzm pałacu Saskiego i barok pałacu Brühla. Był to europejski, miejski krajobraz godny serca stolicy dużego, starego państwa. Nie było w Warszawie większego kompleksu architektury pałacowej.

Obraz placu Piłsudskiego jest niestety do dzisiaj bolesnym i niezagojonym stygmatem wojny i powojennej bezradności, mimo że były próby odbudowy Pałacu Saskiego i Brühla. Profesor Jan Zachwatowicz opowiadał się stanowczo za ich rekonstrukcją: „Podejmiemy odbudowę Pałacu Saskiego i Brühla w takiej formie, w jakiej Niemcy nie mogli jej znieść” – mówił.

Bez Pałacu Saskiego Oś Saska jest zdekomponowana, traci sens. Przestrzeń miejska w tym rejonie jest dzisiaj wręcz przytłoczona tą sztuczną pustką. I nie pomoże tu żaden remont płyty placu. Wypełnienie przestrzeni po pałacach szpalerami drzew czy krzewów degraduje ją cywilizacyjnie, kulturowo i pod każdym innym względem. Trudno sobie zresztą wyobrazić w polskich warunkach ciągłe, perfekcyjne strzyżenie tej zieleni.

Postawienie tu nowego betonowo-szklanego obiektu nie wytrzymuje porównania z barokowym „drezdeńskim” detalem pałacu Brühla i monumentalnym klasycyzmem Saskiego. Dzieła starych mistrzów, architektów i rzemieślników są nie do zastąpienia przez fabryczny, masowo produkowany beton i szkło neomodernizmu.  Nowoczesna bryła na miejscu pałaców przedłuży i zadekretuje martwotę placu na wieki. A ludzie, mieszkańcy i turyści przychodzą tam, gdzie klimat jest kameralny i „historyczny”. Awangardowa „architektura” byłaby w tym miejscu tragicznym błędem porównywalnym z zagładą historycznych pałaców w 1944 roku.  

Założenie według Adama Idźkowskiego będące mistrzowską koncepcją symbiozy tkanki miasta z przestrzenią zieleni to wybitne dzieło polskiej urbanistyki doby późnego klasycyzmu. Założenie to dawało Warszawie rys urbanistyki metropolitalnej będącej bodaj jedynym takim przykładem w naszej stolicy przed 1939 rokiem. Nie ma powodów żeby rezygnować z odbudowy Pałacu Saskiego według Adama Idźkowskiego, który swoim projektem wprowadzał Warszawę do grona wielkich stolic Europy.

Odbudowa Pałacu Saskiego i Brühla przywróci wreszcie (trudny obecnie do wyobrażenia) prestiż tego miejsca i sprawi, że warszawiacy znów będą dumni ze swojej stolicy. A Warszawa odzyska brakujące ogniwo wielkiego założenia urbanistycznego, które szybko stanie się atrakcyjnym dla turystów miejscem na mapie miasta.

Artur Bojarski

Artur Bojarski, związany z Warszawą od pokoleń, doktor historii Uniwersytetu Warszawskiego, varsavianista, autor wielu artykułów o tematyce greckiej, irlandzkiej, węgierskiej, a także o odbudowie obiektów zabytkowych. Publikuje w periodykach: „Mówią wieki”, „Spotkania z zabytkami”, „Niepodległość i Pamięć”. Jest autorem książek o historii nowożytnej Grecji oraz nowej publikacji zatytułowanej „Z kilofem na kariatydę”. Jak nie odbudowano Warszawy. Pisze w niej o fakcie doburzania Warszawy po 1945 r. już polskimi rękami. Obecnie jest pracownikiem Muzeum Historycznego w Legionowie.