Można powiedzieć, że momentami najbardziej atrakcyjnymi każdego miasta są place i to te place, których wnętrza tworzą zespoły elementów związanych z historią i życiem danego narodu. Ulice mają swoje cechy charakterystyczne, mają swoją sugestywność, podczas gdy place mają swoją indywidualność wyrastają z potrzeb lokalnych i miejsca swojego położenia.

Niewątpliwym jest, że każdy z placów, niezależnie od ukształtowania jego i formy, jest wnętrzem architektonicznym w skali miejskiej, bez względu na to czy związany będzie z funkcjonalną siecią komunikacyjną, czy też z założeniem czysto reprezentacyjnym wydzielonym z ruchu.

Najsłynniejsze place wielkich stolic świata jak Place Etoile i Place de la Concorde w Paryżu, albo jak Piazza del Popolo lub Piazza S. Ignazio w Rzymie dają wiele momentów natury emocjonalnej, stanowiąc jednocześnie nie tylko dorobek w dziedzinie kształtowania przestrzeni, ale również w dziedzinie umiejętności rozwinięcia istniejących założeń, wzbogacenia i uporządkowania ich.

Narastanie wartości plastycznych z biegiem czasu świadczy nie tylko o zainteresowaniu kompozycyjnym, ale przede wszystkim o docenianiu wartości elementów wyjściowych, podstawowych, stanowiących główną treść i przyczynę ich powstania.

Plac zatem z jednej strony jest obrazem życia plastycznego epoki jego powstania, a z drugiej świadectwem życia własnego, całkowicie niezależnego i niepowtarzalnego.

Powtarzanie placu Kapitolińskiego nawet w podobnej konfiguracji terenowej wydaje się być takim samym chybionym pomysłem jak stawianie Partenonu na drapaczu nowojorskim. Szukanie perspektyw i dalekich punktów oparcia dla rynku staromiejskiego jest takim samym nieporozumieniem jak próba odbudowy place de la Concorde.

Każdy plac warszawski ma wykutą swoją formę i treść w organizmie miejskim, które stanowią własne i charakterystyczne wnętrza, a wśród nich Plac Saski od kilku wieków związany nierozerwalnie z tradycją i dorobkiem artystycznym narodu polskiego i jego stolicy.

Plac Saski powstał jako element wielkiej kompozycji architektoniczno-ogrodowej, założonej w roku 1713 przez króla Augusta II. Na wykupionych w tym celu gruntach, położony tuż za obwarowaniem XVII wieku w sąsiedztwie pałacu Ossolińskich, założony został od Krakowskiego Przedmieścia wielki dziedziniec obudowany obustronnie. Na osi dziedzińca stał dawny pałac Bielińskiego, przebudowany przez Augusta, na obszerną rezydencję. Od zachodu założony został wielki ogród, sięgający do obecnego placu Żelaznej Bramy, którego nazwa pochodzi od nazwy bramy ogrodowej. Dalej oś przedłużała się symetrycznym układem budynków koszar i biegła na wschód ku polom elekcyjnym.

Od Krakowskiego Przedmieścia oddzielały plac – ówczesny cour d’honneur – zabudowania gospodarcze, których południowa część po wielu modyfikacjach dotrwała do okresu budowy obecnego gmachu F.K.W., północna ustąpiła w r. 1856 miejsce hotelowi Europejskiemu.

Pałac rozbudowany z siedziby Bielińskich, nie zadowalał króla i w zbiorach Drezdeńskich istniał cały szereg projektów, które stanowiły próbę rozwiązania nowej, wielkiej rezydencji od strony placu Żelaznej Bramy.

Od okresu saskiego, pałac i plac z otaczającymi go pawilonami przetrwał bez zmian do 1837 roku, kiedy została wyburzona środkowa część, zastąpiona przez kolumnadę wg projektu arch. Idźkowskiego. Boczne pawilony otaczające plac od północy i południa zostały zburzone dopiero na początku XX wieku i wówczas ściany placu przesunęły się ku odbudowie ulic Ossolińskich i Królewskiej. Zachowała się wówczas na placu brama pałacu Ossolińskich, przebudowanego w roku 1750 przez Bruhla.

Na osi pałacu stanął pomnik księcia Józefa Poniatowskiego (rzeźba Thorwaldsena) odlany w latach 1826-32 ze składek wojska polskiego.

Ostatni akt tragicznej wojny odbił się straszliwym echem na całej Warszawie. Plan niszczenia przeprowadzany konsekwentnie metodą naukową, przez okupanta, uderzył w najczulsze punkty organizmu miejskiego, w te punkty które były wyrazem i świadectwem kultury narodu i jego państwowości. Należy przyznać, że wybór dokonany przez Niemców, niewątpliwie znających się na tych sprawach, był nie tylko złośliwy, ale trafny. Zarówno kolejność elementów skazanych na zagładę jak i sposób likwidacji jeszcze dobitniej i jaskrawiej podkreślają perfidność „roboty”.

Pewnego listopadowego ranka 1944 r. rozpoczęło się wysadzanie budynków na Placu Saskim.

Nikt nie przypuszczał, że wojska niemieckie i w tym zakresie „posuwały się planowo” i to z nie byle jakim sztabem – ze sztabem uczonych, doktorów i profesorów – znawców z Instytut fur Deutsche Ostarbeit. Z tego co i kiedy zostało zniszczone w ostatnich dwóch miesiącach okupacji, oraz z tego co było przygotowane do wysadzenia w powietrze, wynika bezsprzecznie, że intencją było wymazanie z Historii Świata najgłówniejszych, najcharakterystyczniejszych i najbardziej wartościowych elementów kultury polskiej i pamiątek narodowych. To też, te oczywiste fakty każą spojrzeć Polakowi i warszawianinowi na stan rzeczy nieco inaczej niż patrzą na to ludzie obcy dalecy naszej kulturze, nie rozumiejący tej bezgranicznej nienawiści pruskiej do naszego narodu. Nasz stosunek do tych spraw jest oczywisty. Mimo, że wojna się skończyła, mimo rozbicia i ostatecznego pokonania najeźdźcy, nie możemy pozwolić na cichy tryumf niemczyzny, który będzie tak długo unosił się nad nami, jak długo nie dźwigniemy właśnie tego, czym nas najboleśniej dotknęli.

W czasach Republiki Francuskiej wydany został dekret Konwencji Narodowej, w którym znajdujemy apel: „Wy jesteście jedynie dyzpozytariuszami dóbr, z których wielka rodzina ma prawo żądać od was zdania rachunku. Barbarzyńcy i niewolnicy nienawidzą nauki i niszczą pomniki sztuki – ludzie wolni kochają je i zachowują”.

I oto dziś znowu stoimy w przededniu wielkich historycznych zdarzeń na tymże placu. W stolicy Polski, w sercu Rzeczypospolitej jednakże w jak odmiennych warunkach, w jakże smutnym otoczeniu.

Znikome ślady tego otoczenia jeszcze pozwolić choć w myśli na szczątkach murów, Pałacu zobaczyć sylwetę Sztabu i kolumnadę Grobu Nieznanego Żołnierza, pozwalały umiejscowić posąg Poniatowskiego. Wczoraj! A dziś?

Dziś plac pustoszeje, mimo, że projekt jego dobudowy jest zupełnie konkretny.

Bogaci w doświadczenie i pomni krzywdy doznanej w tym miejscu, podejmujemy odbudowę całej ściany placu w starym zarysie na odcinku Pałac Saski i Pałac Ossolińskich. Uzupełniamy ramy placu pawilonami bocznymi, które ongiś istniały i stanowiły cours d’honneurs pałacu.

Dla jedności placu stawiamy pawilony bocznego, które mają mieć wysokość pałacu, architektonicznie zharmonizowane i rozwiązane ażurowo, żeby dać prześwit na dwa (po obu stronach placu) zrekonstruowane ogrody na tyłach pałacu Potockich (Krakowskie Przedmieście nr 15) i pałacu Kronenberga (Plac Małachowskiego). W ten sposób placowi wyznaczamy ściśle określoną historycznie przestrzeń i skalę założenia.

Otwieramy perspektywę przez przelot między hotelem Europejskim i Komendą Miasta na Krakowskim Przedmieściu, Skarpą i Wisłą, tak jak ongiś było przed zabudową Skarpy. Wyzyskujemy w ten sposób nowy i jedyny w swoim rodzaju aspekt na Wisłę i Pragę. Rozwijamy założenie osi Saskiej po przez uporządkowany ogród Saski (bez jezdni przeprowadzonej przez ogród w 1936 roku), Plac Żelaznej Bramy do Koszar Mirowskich, likwidując ostatecznie hale targowe. Organizujemy szeroki pas zieleni będący naturalnym przedłużeniem ogrodu, aż do pasa międzydzielnicowego, biegnącego za ulicą Żelazną z południa na północ Warszawy. Na Placu Saskim odtwarzamy sylwetę architektoniczną obu pałaców, w tej formie, w jakiej Niemcy nie mogli  jej znieść i jakiej wymaga zasada odbudowy zabytków, dokumentów kultury narodu. Przeprowadzamy przy tym, korektę niezbędną z punktu widzenia potrzeb racjonalnego funkcjonowania miasta. Kształtujemy jego powierzchnię przy pomocy monumentalnych szerokich schodów między bocznymi pawilonami wzdłuż zachodnich jego krawędzi, dając w ten sposób naturalny cokół głównemu elementowi założenia. Doprowadzamy plac do wnętrza architektonicznego skończonego i zamkniętego, do wnętrza reprezentacyjnego – forum militarne – Stolicy Rzeczypospolitej.

Taka oto jest nasza odpowiedź tym, którym zdawało się, że pomimo przegranej będą mieli jedno pewne zwycięstwo – zwycięstwo nad kulturą polską.

Jan Zachwatowicz,
Piotr Biegański

Wydział Architektury Zabytkowej BOS

(artykuł ukazał się w Skarpie Warszawskiej 24 marca 1946r.)